Wiadomo, że dzieci muszą chorować, żeby zdobyć odporność własną i poradzić sobie z poważnymi infekcjami, nie mieć alergii, chorób autoimmunologicznych i nowotworów w życiu dorosłym (choć coraz częściej problemy te dotykają właśnie dzieci).
Ale czy zastanowiliście się kiedyś, dlaczego chorują wasze dzieci?
Czy wiecie, na jakie choroby chorowali wasi przodkowie? Odziedziczyliście po nich w genach (wasze dzieci także) skłonności do pewnych schorzeń. Ale czy te choroby u nich się pojawią zależy nie tylko od genów.
Odziedziczyli od was, a wy od waszych rodziców a oni od swoich rodziców nawyki, przyzwyczajenia, zachowania, które pokutują przez lata.
Rodzinne tajemnice, które często stanowią temat tabu, mogą zaowocować w kolejnych pokoleniach wyzwoleniem poważnych chorób nie tylko psychicznych. Dziadek alkoholik to wcale nie musi być skłonność do tego nałogu u dzieci czy wnuków. Może dziadek miał depresję. A może wasza mama jako DAA nie mogła poradzić sobie z emocjami i rozwinęła się u niej niedoczynność tarczycy.
Zdrowie zaczyna się w jelitach
Zawsze mówię pacjentom, że wszystkie choroby zaczynają się w jelitach.
Jest to niewątpliwie prawda, ale nawyki żywieniowe przejęte często po rodzicach, np. picie mleka czy jedzenie chrupiących bułeczek, podawanie kaszki manny, pocieszanie albo nagradzanie słodyczami, może zrujnować florę bakteryjną naszych dzieci.
Nie bez znaczenia jest pośpiech, w jakim żyjemy – nie mamy czasu na chorowanie naszych dzieci, oczekujemy szybkich efektów leczenia. Podajemy antybiotyki.
Nie przyjmujemy do wiadomości nawet tak oczywistych rzeczy, jak to, że katar leczony trwa tydzień a nieleczony 7 dni. Idziemy na łatwiznę, obniżając temp. 37,5°C, podając syropy tłumiące kaszel, sterydy wziewne i do nosa. Nie dajemy szansy na wytworzenie przez organizm naszego dziecka przeciwciał. Lekarze pierwszego kontaktu także nie mają dla nas czasu (10 minut odgórnie przewidziane na 1 pacjenta).
A jak mama żywiła się w ciąży? Czy miała stresy? Ile godzin spędzała przed komputerem czy z telefonem przy uchu? Jaki był poród i czy karmiła piersią? Jaka była atmosfera w domu?
Czasami mam poczucie, zbierając wywiad, że rodzice nie są do końca szczerzy albo nie rozumieją, dlaczego zadaję im niezręczne pytania na temat ich rodziny, jeśli przyszli do mnie, bo ich dziecko choruje na astmę albo ma autyzm.
Leczenie dziecka to leczenie całej rodziny
Uświadomienie sobie pewnych obciążeń, których nie uleczy pediatra, zmiana nawyków żywieniowych i edukacja dziadków, analiza emocji w rodzinie. Nie pomoże na to medycyna konwencjonalna. Czasami warto sięgnąć po pomoc psychoterapeutów czy specjalistów z zakresu medycyny chińskiej lub homeopatii, doradców żywieniowych. Oszczędzi to wam wielu stresów i będziecie mieć poczucie, że naprawdę dbacie o swoje dziecko.
Pewna historia
Opiszę wam ciekawy przypadek sprzed 3 lat. Przyjechali do mnie rodzice z dwojgiem dzieci. Chłopiec 3 lata, podejrzenie autyzmu. Dziewczynka 8 miesięcy, karmiona piersią, atopowe zapalenie skóry.
Najgorzej było z mamą – znalazła w swoim stolcu glistę, a lekarz rodzinny, ponieważ nie przyniosła jej w słoiku, nie chciał przepisać mężowi i synkowi leków na odrobaczenie. Mama nie mogła przyjąć leków przeciwpasożytniczych, bo karmiła piersią. Dostali skierowanie na badanie kału w kierunku pasożytów, które oczywiście nic nie wykazało. Kolejne także wypadły negatywnie.
Wygląd mamy już wskazywał na ich obecność. Była wychudzona, sińce po oczami, przerzedzone włosy, obgryzione paznokcie, szara cera, wypryski na twarzy. Apetyt miała ogromny, zwłaszcza na słodycze.
Odżywiała się głównie nabiałem, jasnym pieczywem, makaronami. Mięsa jadała mało, a warzyw prawie wcale.
Podobną dietę miał jej synek. Młodsze dziecko, karmione piersią zaczynało jadać pierwsze warzywa ze słoiczków i kleiki ryżowe.
Mąż, dobrze zbudowany mężczyzna, jadał przeważ nie poza domem, ze względu na charakter swojej pracy Najbardziej zaniepokoił mnie jej stan psychiczny. Płakała przy opowiadaniu o swoich dolegliwościach (zwłaszcza jelitowych), lękach, fobiach i ogromnym zmęczeniu. Jako młoda dziewczyna często chorowała na zapalenia migdałków leczone antybiotykami, a potem nękały ją grzybice pochwy. Wywiad rodzinny obfitował w alergie, choroby tarczycy, reumatyzm i nowotwory.
Nie chciała się pogodzie z diagnozą, jaką postawili jej synkowi, dziecko urodziło się zdrowe, siłami natury, ale miało kolki i bardzo luźne stolce. Już w 5. miesiącu dostało pierwszy antybiotyk, a potem kolejne. Szczepienia wg kalendarza, wszystkie najlepsze, skojarzone.
Nie wiedziałam, od czego zacząć leczenie, ale nie miałam wątpliwości, że muszę ich przekonać do zmiany diety. Obciążenia rodzinne (choroby z autoagresji i alergie) były wskazaniem już w czasie ciąży do ograniczenia nabiału, cukru i pszenicy, a infekcje grzybicze pochwy do odstawienia przynajmniej tych 3 pokarmów w ogóle.
To ogromne wyzwanie wprowadzić takie zmiany w diecie całej rodziny. Ponieważ jestem fanką kuchni 5 przemian (skoro medycyna chińska ma 5 tysięcy lat i tylu zwolenników na całym świecie, to musi przynosić efekty) poleciłam jej kilka książek o tej tematyce i powiedziałam szczerze, że jeśli nie zmieni diety, to homeopatia i suplementy diety, które jej zapiszę nie przyniosą żadnej poprawy.
Efekty nie były natychmiastowe, ale z tygodnia na tydzień czuli się lepiej. Nigdy wcześniej nie miałam pacjentki, która by tak rygorystycznie przestrzegała diety. Po 6 miesiącach, kiedy przyjechali na kolejną wizytę (kontaktowała się ze mną przez Internet, bo mieszkała daleko od Poznania):
• córka nie miała śladu po atopowym zapaleniu skóry,
• u synka prawie zupełnie ustąpiły zachowania autystyczne – zaczął mówić całymi zdaniami, nie biegał jak szalony, potrafił zadać pytanie i zgodził się na zbadanie go,
• mama, wprawdzie nadal bardzo szczupła, była radosna, pełna energii i bez dolegliwości,
• ojciec zaczął zabierać do pracy w termosach buliony gotowane 12 godzin, chleb pieczony przez żonę i herbatkę wg 5 przemian.
Minęły 3 lata i nadal tak jest. Dzieci wcale nie chorują, a rodzice na nic nie narzekają.
Sielanka – powie ktoś złośliwie.
Nie – to była i jest ciężka praca tej matki, ale zrozumiała, że jeśli się nie poświęci i nie zacznie inaczej odżywiać siebie i rodzinę, to zrujnuje ich i swoje zdrowie.
Niestety, największy problem mam z przekonaniem innych rodziców do zmiany nawyków żywieniowych całej rodziny. Niektórzy nawet nie chcą podjąć próby i mówię im wtedy, że szkoda ich pieniędzy i mojego czasu na kolejne spotkania.
autorka artykułu lek med. H. Olejniczak – pediatra z 35-letnim stażem, a także pasjonatka homeopatii. Właścicielka gabinetu Modelarnia Zdrowia praktykująca medycynę integralną. Jak pisze: „jako lekarz mogę z całą pewnością powiedzieć, że aby zachować zdrowie trzeba postawić na profilaktykę chorób polegającą NIE na szczepieniach, wykrywaniu chorób już istniejących czy przyjmowaniu syntetycznych leków, ale na zdrowym odżywianiu, aktywności fizycznej dobranej do swojego wieku (i możliwości ) oraz umiejętności radzenia sobie ze stresem. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć. U mnie zajęło to 30 lat, pomimo że jestem lekarzem”.
Leave A Reply